Cześć! Jestem właśnie na spotkaniu z Jackiem Kotarbińskim. Jacku, jakbyś mógł się przedstawić naszej publiczności i powiedzieć czym się zajmujesz.
Cześć! Jestem Jacek Kotarbiński. Ekonomista z wykształcenia. Marketer z wykształcenia i zamiłowania. I rynkolog też z zamiłowania.
I autor książek o rynkologii.
Autor książek o rynkologii, czyli autor sztuki rynkologii. Autor trzech sztuk marketingu.
I bardzo często też występujesz. Od ilu lat już masz kontakt ze sceną?
Od trzydziestu!
O matko, to już cała masa doświadczenia.
Trzydzieści lat.
A czy stresujesz się jeszcze przed wyjściem na scenę? Stresujesz się przed wystąpieniami?
Zawsze.
Zawsze?
Zawsze.
Ok, ok.
No to jest element, który jest trudno eliminowany. Natomiast to jest taka sytuacja, że stres na swój sposób pomaga.
Motywuje, tak „rozpina”.
Natomiast w momencie, kiedy się wychodzi na scenę, to on błyskawicznie znika. Dlatego że wtedy przestajemy myśleć o stresie i skupiamy się na tym, aby nasze wystąpienie było jak najlepsze w tym właśnie momencie.
Super, super.
Ale stres jest moim zdaniem zawsze. Można nad tym panować, można to próbować wypracować, ale mimo wszystko zawsze jest ta niepewność — jak zareaguje publiczność.
No tak.
Czy nagle wstanie po minucie i nie wyjdzie?
Myślę, że takie rzeczy, to Ci się nie zdążyły, ale czy miałeś jakąś wpadkę na scenie, na przykład? Coś, co nieoczekiwanie się wydarzyło?
No miałem kiedyś sytuację, że podczas mojego wystąpienia spalił się epidiaskop.
Ok.
Zaczął się palić. To była niecodzienna sytuacja.
Ale niezależna od ciebie. Raczej nie była to „podpałka”
Tak, niezależna ode mnie. Tak. Na pewno stresujące są sytuacje techniczne, czyli: podczas sprawdzania prezentacji wszystko działa, później się okazuje, że nie działa.
Miałem na jednym z TEDx-ów, gdzie nie poszły filmy i musiałem opowiadać o tych filmach — no i to nie było do końca fajne. Poza tym slider, który był wykorzystywany w teatrze miał po prostu za krótki zasięg i w zasadzie wszyscy prelegenci musieli czynić jakąś taką gimnastykę — taką ekwilibrystykę, żeby puścić kolejny slajd. To są takie sytuacje, kiedy trzeba myśleć o tej technice, która po prostu powinna działać. Więc to też są takie sytuacje deprymujące.
Czasami opowiadam tę historię — miałem sytuację, ale to na jakimś szkoleniu — jeden z uczestników powiedział: „Czy to Państwa w ogóle interesuje, o czym ten pan mówi?”.
O matko droga!
Natomiast został za chwilę –
Dobry tekst!
Tak, trochę mnie wybił z tropu w tym momencie. Natomiast został natychmiast zakrzyczany przez resztę uczestników.
Super!
Że jednak to, co mówię ich w określony sposób interesuje. Każdy w swojej karierze podejrzewam, że będzie miał taką osobę, której nagle: “Nic się nie podoba”!
Myślę, że to jest wpisane w życie każdego prelegenta.
Powiedziałeś, o takich rzeczach niezależnych od nas, na przykład: prezenter nie działa, rzutnik się pali, czy coś się takiego psuje. Jak ty wtedy ogarniasz taką sytuację? Teoretycznie nie masz na to wpływu. To improwizujesz?
To jest improwizacja dlatego, że trudno jest tego rodzaju sytuacje przewidzieć. W związku z tym to jest też takie przemyślenie: co zrobię, jeśli — nie wiem — film nie odpali? Jeśli slajd nie odpali? Albo spalimy jakąś puentę. Czy spalimy dowcip.
Nie tylko rzutnik, ale puentę.
Tak, opowiadamy jakąś anegdotę i nikt się nie śmieje, tak? I w tym momencie nie wiemy, czy to jest „suchar”, czy oni już to gdzieś słyszeli? Czy w ogóle coś jest nie tak?
Więc to jest kwestia po prostu znowu próby rozwiązania tej sytuacji. Ta pełna improwizacja jest jak gdyby istotna, no bo nie jesteśmy w stanie czegoś przewidzieć.
Często jestem po stronie organizatorów konferencji, po stronie prelegentów i na przykład dla organizatorów jakichś wydarzeń problemem jest, że albo prelegenci mówią zbyt krótko, albo mówią zbyt długo, na przykład.
Timing, tak?
Tak i to jest zmora. Tak i to jest timing. Dla mnie to jest też istotne, żeby się w tym timingu, jak gdyby trzymać, żeby nie przekraczać, ani również nie skracać.
Na twoich prezentacjach zawsze jest cała masa ludzi i są bardzo dobrze oceniane.
Bardzo się cieszę. Bardzo dziękuję.
Pytanie: czy masz jakąś złotą metodę na to, żeby te prezentacje tak świetnie szły?
Jakieś porady dla osób, które nas oglądają, które mogłyby zastosować u siebie?
Zawsze to traktuję w taki sposób, że bardzo ważny jest element nieformalny, to znaczy wywołanie pewnej energii na sali. To doskonale — myślę — rozumieją wszyscy, którzy występują na scenie. Bez względu czy jest to scena teatralna, czy jest to scena na jakiejś konferencji, czy jest to scena na występie jakiegoś zespołu, czy wokalisty. Gdzie ta energia sali udziela się tej energii, którą dostaje ten prelegent i chce tę energię, jak gdyby oddać. To jest bardzo fajne — reakcje z sali. To jest ważna rzecz. Szukam też jakichś sposobów na to, żeby tę salę w jakiś sposób pobudzić, żeby zrobić coś fajnego, żeby czymś zaskoczyć, żeby wywołać jakąś taką reakcję pozytywną, emocjonalną. To też jest fajny feedback na dalszy ciąg. Druga kwestia to jest też dążenie do pewnej inspiracji, żeby taka zmora — broń Boże! — nie czytać slajdów swoich.
A, to się zdarza jeszcze czasami.
To się zdarza jeszcze. Natomiast każdy szuka takiego swojego modelu, każdy szuka jakiejś pewnej swojej rozpoznawalności w tych wystąpieniach. Staram się też, żeby w tych wystąpieniach inspirować, żeby jak gdyby dostarczyć, pewnej takiej uniwersalnej wartości — w tym to przekazują, nawet jeżeli są to jakieś liczby, czy są to jakieś takie twarde dane, które bywają nudne.
To jest próba połączenia, próba znalezienia jakiegoś takiego sposobu na to, żeby fajnie o tym opowiedzieć i już! Myślę, że to jest klucz szczególnie krótkich wystąpień — żeby fajnie opowiadać. Po prostu o czymś zaciekawić tę publikę — jakimś ciekawym zagadnieniem. I to się fajnie sprawdza na przykład w nauce, bo cała sztuka polega na tym, żeby nie tyle opowiadać o nauce w sposób bardzo trudny, ciężki, hermetycznym językiem, tylko o to, żeby być zrozumianym. To samo dotyczy marketingu. Opowiadać po prostu językiem zrozumiałym dla innych — o swoich fascynacjach, czy o swoich inspiracjach. Mnie ten obszar marketingu fascynuje trzydzieści lat, w związku z tym staram się tym dzielić z innymi.
Super! Czyli z jednej strony to zaangażowanie publiczności, a z drugiej strony ciekawa historia. To się jedno z drugim wiąże, tak naprawdę.
Tak oczywiście! Lubimy oglądać — to tak jak i ja — ciekawych prelegentów, lubię słuchać ciekawych opowieści, które powinny być z jednej strony wiarygodne — bo to jest dzisiaj w zasadzie klucz. Że my sobie tych danych, czy tych informacji, gdzieś tam nie wzięliśmy z palca.
Z powietrza.
Z powietrza. Żyjemy w erze fake newsów — jakby na to nie patrzeć — post prawdy. Też na to trzeba uważać. Jak podajemy dane, to one muszą być w jakiś sposób uzasadnione — czymś tam. Natomiast druga kwestia, to jest ten element narracyjny, umiejętności opowieści o tym, co nas fascynuje, co nas pociąga.
Super, super. Dziękuję Ci bardzo.
Bardzo dziękuję. Wszystkiego dobrego.
Wolisz wersję wideo? Proszę, tu jest link!
- Jak poradzić sobie z porażką w biznesie? 6 lekcji z życia - 29 kwietnia 2024
- Ice Breaker – czyli jak angażować uczestników Twoich warsztatów? - 10 marca 2024
- Webinar – jak go promować? - 9 marca 2024